
Wjazd do Satajewa
Gdy wjeżdżałem do miasta, słoneczny dzień chylił się już ku końcowi. Niskie Słońce pięknie oświetlało wzgórza okalające miasto, po których dzielnie pięły się osiedla domków. U ich podnóża leży stolica Bośni i Hercegowiny. Dzisiaj panorama miasta prezentuje się cudownie, ale jeszcze dwie dekady temu na urokliwych wzgórzach stały serbskie wojska, które zrzucały na miasto tony „śmierci”, w postaci bomb i pocisków artyleryjskich, obracając miasto w ruinę. Widmo Bałkańskiej wojny, oblężenia Sarajewa i jej alei snajperów towarzyszył mi podczas przybycia do niego. Niezwykła atmosfera tamtego wieczoru i pamięć o tej tragicznej historii, ofiarach, które oddały swoje życie na ulicach, po których wtedy szedłem, to wszystko sprawiło, że w mojej kłębiło się mnóstwo emocji.
Urok tego miasta sprawił, że czułem się jak bajce. Przechodnie spokojnie szli przed siebie rozmawiając i śmiejąc się wraz ze swoimi przyjaciółmi. Nawet samochody zdawały się wolniej jeździć po ulicach stolicy. Idąc nieśpiesznym krokiem po Ferhadija – głównej ulicy na starówce, podziwiałem zabudowę miasta, która była oświetlana resztkami słonecznego światła i powoli zaczynała tonąć w wieczornym półmroku. Prawdopodobnie pod względem architektonicznym nie jest ona czymś unikalnym, jednak urok miejsca sprawił, ze się w niej zakochałem. Błądząc dalej ulicami centrum, mijałem kolejne ślady wojen oraz zabytki, takie jak Sobór Narodzenia Najświętszej Marii Panny, czy Katedrę Serca Jezusowego, szukałem także po drodze śladu po żydowskim mieszkańcach tego miasta. W końcu dotarłem pod Meczet Gazi Husrev-bega. Zobaczcie sami, te wszystkie świątynie świadczą o tym ile kultur tworzyło Sarajewo. Szkoda, że wojny to przerwały, a dziś jedynie możemy odkrywać te niesamowite relikty przeszłości.

Atmosfera
Siedząc u progu meczetu Gazi Husrev-bega, pierwszy raz doświadczyłem tak blisko Islamu. Co prawda poznałem go wcześniej podczas krótkiej wycieczki do Jerozolimy, jednak mogłem jedynie doświadczyć go w biegu, lub zza szyby autokaru. Wtedy w Sarajewie mogłem dosłownie dotknąć Islamu i kontemplować w spokoju. Obserwowałem ludzi krzątających się po obejściu meczetu, przygotowujących się do wieczornej modlitwy. Patrzyłem na nich jak zaczarowany, uświadamiając sobie, że przeżywam niezapomniane chwile, których szukałem przez ponad 3 tygodnie podróży.
Irracjonalna wewnętrzna bariera religii, którą buduje w nas się od czasu krucjat, kazała mi opuścić meczet, gdy wybijała godzina modlitwy. Gdy muezin wzywał Muzułmanów do świątyni, ja krążyłem po Baščaršija – głównym bazarze Sarajewa, który tworzą niskie sklepiki, zbudowane wokół charakterystycznej studzienki w centrum placu. Na moich oczach spóźnieni na modlitwę sprzedawcy pośpiesznie chowali swoje produkty i zamykali swoje sklepy, co było znakiem, że dzień dobiega końca, a miasto powoli zasypia.

Ulice Sarajewa
Zmrok zastał mnie w centrum miasta bez miejsca do noclegu. Resztka skromnego budżetu nie pozwalała mi na skorzystanie z luksusu spania pod dachem. Problemem było również rozbicie namiotu w środku miasta. Tak wiec udaliśmy się wraz z kolegą na poszukiwania. Wiedzieni ślepym instynktem trafiliśmy nad rzekę Miljacka , aby później iść w wzdłuż jej brzegu, Opuściliśmy starówkę i weszliśmy w stromą dolinę nad którą stały dumnie stare, bośniackie domostwa. Idąc nią odkryliśmy, że jest to aleja Ambasadorów. Kolejne urokliwe i spokojne miejsce na mapie Sarajewa. Tam też znaleźliśmy miejsce do spania. Rozłożyliśmy namiot na kamienistym brzegu rzeki. Nieniepokojeni i ukryci za krzakami, zostaliśmy uśpieni przez melodyjne szumienie rzeki.

Poranne widoki.
Rano zbudziło nas piękne słońce, którego promienie wdarły się w głąb doliny. Gotowi, z zarzuconymi plecakami na ramiona, wtarabaniliśmy się z powrotem na aleję. Ledwie ta sztuka nam się udała, już zostaliśmy mile powitani przez porannych biegaczy i przechodniów, którzy życzyli nam udanego dnia. Całym sercem liczyliśmy na to, że ich życzenia się spełnią, ponieważ przed nami była jeszcze długa droga do domu. Zanim dotarliśmy do drogi wylotowej z miasta, mieliśmy okazję nieświadomie podziwiać ratusz miejski, czy znany „Przekorny dom”, zobaczyć jeszcze raz starówkę ze swoimi porannymi, ruchliwymi ulicami i tłocznym, pachnącym świeżym chlebem bazarem. Czasami w życiu jest tak, że ulegamy magii nocy, która rano pryska, gdy światło dnia odziera z uroku. W przypadku Sarajewa czar nie prysnął i wyjeżdżając z miasta, przypomniałem sobie słowa mojego nauczyciela „Do zobaczenia w magicznym Sarajewie”, mając nadzieję kiedyś tu wrócę.
bo sarajewo jest magicznym miastem. przyciąga jak magnes, sprawia, że chciałoby się tam wrócić na dłużej…
Mogę CI tylko powiedzieć, że bardzo dużo straciłeś opuszczając Baščaršije o zmierzchu. Tam dzień się nie kończy ;) a sam bazar nocną porą odsłania inne swoje oblicze. Tak więc, przy najbliższej okazji wracaj do Sarajeva i spędź noc na nogach a szukając noclegu. Pozdrawiam
Na pewno wrócę:) Właśnie dużo człowiek traci podróżując bez przygotowania. W ogóle nie planowaliśmy jechać przez Bośnię, zatrzymywania się w Sarajewie, ale czy w ogóle coś planowaliśmy:) Dzięki za informacje może jeszcze komuś się przyda jak tu zajrzy :)
Skąd ja to znam? – Często po czasie, w najmniej oczekiwanym momencie, przypominamy sobie słowa, obietnice, sytuacji nawiązujące do obecnie trwającej chwili. Niesie to ze sobą magię :)
Twój nauczyciel musiał mieć rację (podejrzewam, bo nie byłam w Sarajewie), że to miasto jest niezwykłe!
Dobrze, że dodałeś aż tyle zdjęć, są świetne! Przede wszystkim, ukazują miasto takie, jakim jest, żywe, z ludźmi, a nie sztuczne pozbawione autentyczności wyłącznie zabytki.